Stoliki, wygodne krzesła, jedzenie, picie - na dokładkę smaczne - oraz dobry widok na Dziedziniec. Czego więcej można chcieć od życia? Martwych Innych. Ale to kiedy indziej. Teraz Vernon Roche pochłaniał pączka, popijając go kawą i wpatrywał się w Dziedziniec.
Widział ruch w Biurze Łącznika, a po jakimś czasie też na Rynku. Sporo ludzi opuściło ZDL. Trzeba to odnotować i dowiedzieć się później, co się stało. Może będzie materiał do radia?
Niemniej i tak nie miał punktu zaczepienia... A osobnik jego postury i wyglądu nie mógł tak po prostu wejść do Biura, czy na Rynek i zaprzyjaźnić się z kimś by potem w plotkach wydobyć informacje... To było niemożliwe, bo po prostu tak jak wzbudzał zaufanie ludzi, tak Inni czuli jego niechęć i bynajmniej wolał im pod kły nie wchodzić bez uprzedniego przygotowania sprzętu. No i ludzi. Dobrze byłoby też mieć nieco ludzi...
Westchnął i upił kolejny łyk kawy. Zapowiada się długa, męcząca walka.